Policyjna logika, czyli jak zaprzeczyć samemu sobie w dwóch kolejnych zdaniach

Czasami trudno zrozumieć „zwykłemu” obywatelowi logikę urzędniczego myślenia. Szczególnie, kiedy otrzymujemy od różnych organów pisma pełne nieścisłości, błędów, opisy spraw niezgodne z prawdą lub ustalenia wzięte „z sufitu”. To niestety pochodna tego, że najważniejszym kryterium w licznych naborach do siadania za biurkiem nie są posiadane kwalifikacje, ale to, kogo się zna lub jakie ma koligacje rodzinne.

W tej urzędowej logice jest jednak prawdziwa perła. Bo tak, jak każde pasmo gór ma swój najwyższy szczyt, a każdy akwen skrywa największą głębię, tak i „organowy” bełkot ma top topów. Tym drogocennym klejnotem jest policyjny stan umysłu. Absolutne maksimum, niedościgniony wzór.

Niedawno informowaliśmy o zgłoszonym nam zdarzeniu z Bartoszyc, podczas którego policjanci z wydziału RD tamtejszej komendy powiatowej podjęli interwencję i zastosowali środki z kodeksu wykroczeń wobec kierowcy, który miał rzekomo zaparkować auto – bez stosownej karty – na miejscu dla osoby niepełnosprawnej. Sęk w tym, że do zdarzenia doszło na prywatnym terenie, na którym nie obowiązują przepisy ustawy Prawo o ruchu drogowym, a ponadto umieszczone pseudo oznakowanie dyskwalifikowałoby możliwość przypisania winy kierowcy nawet wtedy, gdyby do zdarzenia doszło np. na drodze publicznej, gdyż nie spełnia ono wymagań przewidzianych dla tego umieszczanego na drogach publicznych, w strefach ruchu lub zamieszkania.

W Bartoszycach policja stosuje Prawo o ruchu drogowym nawet tam, gdzie nie obowiązuje

W związku z wykazaną przez podejmujących interwencję policjantów niekompetencją SPnD skierowało do komendanta powiatowego policji w Bartoszycach wniosek o wszczęcie postępowania dyscyplinarnego wobec funkcjonariuszy, którzy bezprawnie zastosowali środki przewidziane w kodeksie wykroczeń wobec osoby, która nie popełniła żadnego wykroczenia. Właśnie otrzymaliśmy odpowiedź na nasz wniosek. Jak łatwo się domyślić, to klasyczny przykład policyjnej logiki, która każe bronić „swoich” za wszelką cenę.

Zastępca komendanta z Bartoszyc, pan mł. insp. Robert Zabuski, podpisując dzieło spłodzone przez kom. Arkadiusza Czeczkę, wspiął się na wyżyny policyjnego bełkotu, kierującego się barejowym „nie mamy pańskiego płaszcza i co pan nam zrobi?”. Bo jak inaczej ocenić to, że w przesłanym wniosku bezspornie wykazaliśmy, że do zdarzenia doszło na prywatnym terenie, na którym nie obowiązują regulacje PoRD, bo nie została na nim ustanowiona strefa ruchu (co potwierdził nam w przesłanej korespondencji zarządca terenu). Nic to, pan Zabuski ręką podkomendnego wciąż twierdzi, że podstawą interwencji był Kodeks drogowy. Panu zastępcy polecamy więc, aby dorzucił jeszcze, jako podstawę prawną tej interwencji, ustawę o rzemiośle i rozporządzenie ministra rolnictwa i rozwoju wsi w sprawie szczegółowych wymagań weterynaryjnych mających zastosowanie do nasienia bydła.

Drugi akapit to istny crème de la crème policyjnej logiki. Otóż pan mł. insp. oznajmia, że oznakowanie miejsca dla osoby niepełnosprawnej znakiem pionowym i poziomym było zgodne z wymogami wynikającymi z Rozporządzenia MI w sprawie szczegółowych warunków technicznych dla znaków i sygnałów drogowych (mimo, że w tym miejscu i w opisywanym stanie żadnych znaków – w myśl PoRD – być nie mogło). I już w następnym zdaniu pan Zabuski umieszcza wisienkę na tym śmietankowym torcie – czyli informuje, że o nieprawidłowości w oznakowaniu policja powiadomiła zarządcę terenu. Tak, dobrze szanowni czytelnicy rozumiecie – oznakowanie wg bartoszyckiej policji jest prawidłowe, będąc zarazem  nieprawidłowym …

Odpowiedź ta jest nawet nie tyle kuriozalna, co przerażająca. Oznacza bowiem, że bezprawne działania funkcjonariuszy z bartoszyckiej jednostki nie tylko, że nie zostaną zatrzymane, ale że mają pełną akceptację kierownictwa jednostki! Oznacza ona, że na terenie powiatu bartoszyckiego można zostać ukaranym za wydumane wykroczenia drogowe gdziekolwiek – wystarczy, że ktoś cokolwiek namaluje, cokolwiek postawi, byle przypominało oznakowanie drogowe, a potem zadzwoni z donosem. Słowem – chcesz zrobić psikusa sąsiadowi, poczekaj, aż zaparkuje w nocy auto na podwórku, pod osłoną ciemności wkop za samochodem coś przypominającego znak B-36 z tabliczką T-24 i dzwoń na 997 – dzielne chwaty z komendy na Warszawskiej 9 nie tylko wlepią mandat, ale jeszcze auto odholują.

Sprawy tak nie pozostawimy. CDN.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Kontrola drogowa, Parkowanie, Policja, Stowarzyszenie Prawo na Drodze, Znaki drogowe. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

4 odpowiedzi na Policyjna logika, czyli jak zaprzeczyć samemu sobie w dwóch kolejnych zdaniach

  1. xxx pisze:

    Nie od dziś wiadomo, że w milicji, prokuraturze i sądach panuje zasada, że k…wa k…wie łba nie urwie. Ja spróbowałbym złożyć skargę do Komendanta Wojewódzkiego, skargę złożyłbym również na tego, który rozpatrywał Waszą poprzednią skargę.

  2. Ksawery pisze:

    ręka rękę myje

  3. skazany pisze:

    „[…] na terenie powiatu bartoszyckiego można zostać ukaranym za wydumane wykroczenia drogowe gdziekolwiek – wystarczy, że ktoś cokolwiek namaluje, cokolwiek postawi, byle przypominało oznakowanie drogowe, a potem zadzwoni z donosem.”

    Poprawka:
    „powiatu bartoszyckiego” należy zmienić na „dowolnego powiatu/miasta”.

    Milicja nie zajmuje się sprawdzaniem legalności oznakowania, od tego są sądy drugiej instancji -> w pierwszej instancji również nikt się nie przejmuje takimi drobiazgami jak „obowiązująca stała lub czasowa organizacja ruchu” (itp), za „stan faktyczny” wystarczy oświadczenie funkcjonariusza (którzy – jak powszechnie wiadomo – są kompetentni i praworządni do bólu … dupy).

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *