Zasada prawdy materialnej – zasada widmo?

Artur Mezglewski

Zwyczajny człowiek utożsamia sąd ze sprawiedliwością, a postępwonanie sądowe pojmuje jako proces zmierzający do ujawnienia prawdy o zdarzeniu. Niestety takie procesy zasadniczo zdarzają się jedynie w programach telewizyjnych z udziałem sędzi Anny Marii Wesołowskiej. W praktyce orzeczniczej zasada prawdy materialnej nie ma zastosowania. Zastosowanie ma natomiast zasada Iudeks facere co chcere.

 

1.      Stanowisko doktryny

Nauka prawa karnego sytuuje zasadę prawdy materialnej jako kluczową zasadę procesu karnego, której są podporządkowane wszystkie inne zasady. Zasada ta została prawnie zdefiniowana w art.  2 § 2 Kodeksu postępowania karnego i brzmi następująco:

„Podstawę wszelkich rozstrzygnięć powinny stanowić prawdziwe ustalenia faktyczne”.

Z dyrektywy tej wypływają dwa podstawowe obowiązki ciążące na organach procesowych:

  • organy procesowe zobowiązane są do podejmowania wszelkich starań, aby ich ustalenia faktyczne były zgodne z prawdą;
  • organ procesowy sprawujący kontrolę jurysdykcyjną zobowiązany jest do sprawdzenia, czy organ który wydał zaskarżone orzeczenie, poczynił prawdziwe ustalenia faktyczne (S. Waltoś, Proces karny. Zarys systemu).

 Takie jest stanowisko doktryny. A co na to sądy?

 

2.      Orzecznictwo Sądu Najwyższego

W orzecznictwie Sądu Najwyższego, zasada prawdy materialnej została zredukowana do rangi idei nie mającej bezpośredniego zastosowania w procesie karnym.

Oto niektóre konkluzje zaczerpnięte z orzeczeń Sądu Najwyższego.

W postanowieniu z dnia 26 lipca  2006 r. III KK 18/06) Sąd Najwyższy  w składzie: Prezes Sądu Najwyższego  J. Godyń stwierdził:

„Art. 2 § 2 KPK nie jest przepisem regulującym prowadzenie konkretnych czynności procesowych lecz jest to taki rodzaj zasady prawnej, który może być podstawą środka odwoławczego tylko w powiązaniu z przepisem regulującym wspomniane czynności”.

W postanowieniu  z dnia 11 kwietnia 2006 r. (V KK 360/05) Sąd Najwyższy w składzie:  Przewodniczący: Sędzia J. Dołhy, Sędziowie: J. B. Rychlicki – sprawozdawca,  J. Szewczyk, stwierdził:

„Zarzut obrazy art. 2 § 1 i 2 KPK nie może stanowić podstawy zarówno środka odwoławczego jak i nadzwyczajnego środka zaskarżenia, albowiem zawiera on ogólną dyrektywę postępowania skierowaną do organów procesowych. O jej skuteczności decyduje „związanie” treści art. 2 KPK, z konkretnymi przepisami procedury karnej nakazującymi lub też zakazującymi dokonywania określonych czynności procesowych”.

 

W postanowieniu  z dnia 20 grudnia  2006 r. III KK 179/06)  w składzie:  ( K. Cesarz –sprawozdawca, sędziowie: A. Kapłon, T. Artymiuk) stwierdził:

 „Przepis art. 2 § 2 KPK statuuje jedną z zasad postępowania karnego, której naruszenia nie da się skutecznie wykazać bez wskazania konkretnego przepisu, jakiemu sąd miał uchybić”.

 

W postanowieniu z dnia 10 kwietnia 2006 r. IV KK 72/06) Sąd Najwyższy w składzie: Przewodniczący Sędzia P. Kalinowski, stwierdził:

„Ogólne deklaracje zawarte np. w art. 2 KPK lub art. 4 KPK, których realizację stanowią dopiero konkretne normy procesowe regulujące kształt poszczególnych instytucji, uprawnień i obowiązków, nie mogą stanowić wyłącznej podstawy zarzutów kasacyjnych”.

 

W wyroku z dnia 19 października 2006 r. (WA 29/06) Sąd Najwyższy w składzie: J. Steckiewicz – przewodniczący, Antoni Kapłon – sprawozdawca, Edward Matwijów, stwierdził:

„Każdy sąd w procesie karnym jest uprawniony do przyjęcia określonej wersji przebiegu zdarzeń (zdarzenia) bądź też może nie znaleźć dostatecznych podstaw faktycznych do podzielenia poglądu prezentowanego w akcie oskarżenia. Chodzi wszakże o to, aby tok rozumowania sądu mieścił się w granicach swobodnej oceny dowodów. Inaczej mówiąc, do prawidłowych ustaleń faktycznych należy dochodzić w oparciu o dogłębną, wszechstronną analizę przeprowadzonych dowodów, pozbawioną błędów logicznych, opartą także na wskazaniach wiedzy i doświadczeniu życiowym”.

 

3. Praktyka sądów niższych instancji

W praktyce sądów niższych instancji przyjmowana jest zasada, że sędzia rozpatrujący sprawę karną „ma prawo” dać wiarę jednym dowodom, a innym nie.  Sądy odwoławcze w ogóle nie badają czy ustalenia faktyczne sądów niższych instancji są zgodne z rzeczywistym przebiegiem zdarzenia.

W praktyce zatem zasada prawdy marialnej nie ma zastosowania. Sędziowie uzurpują sobie prawo do dokonywania ustaleń faktycznych w sposób swobodny.

Nawet w sytuacji, gdy ustalony przez sąd przebieg zdarzenia, fizycznie nie mógł się zdarzyć, strona nie ma w praktyce żadnych środków aby taki wyrok podważyć.

Jeśli sąd ustali, że słońce świeci na zielono, to sąd ma prawo tak ustalić, bo takie jest prawo sądu.

 

4. Przykład

Sędzia Paweł Tatarczak (Sąd Rejonowy w Lublinie) rozpatrywał sprawę XVII W 2509/07.  Jego zadaniem było m. in. ustalenie przebiegu drobnej kolizji drogowej. W efekcie tej kolizji doszło do zgniecenia elementów znajdujących się w przedniej lewej części samochodu A oraz w tylnej prawej części samochodu B.

W przebiegu zdarzenia bezsporne były dwie rzeczy:

a)      miejsce zderzenia pojazdów, oraz

b)      sytuacja pokolizyjna.

Ad. a) Wszyscy uczestnicy zdarzenia jako miejsce zderzenia pojazdów wskazali pas ruchu znajdujący się w obrębie skrzyżowania (tuż przed skrzyżowaniem) ul. Sikorskiego z al. Solidarności w Lublinie.

Ad b) Wszyscy uczestnicy zdarzenia zgodnie zeznali, że po uderzeniu samochodu A w samochód B, uderzony samochód nie przemieścił się zbytnio i stał ustawiony zgodnie z kierunkiem jazdy.

Kierowca samochodu B obrazował to w takich słowach.

„Przy początku wysepki zredukowałam znacznie prędkość do około 10-20 km na godzinę. Kiedy mój pojazd był w ruchu doszło do uderzenia w mój pojazd”.

 

„Zbliżając się do skrzyżowania nie zatrzymywałam się lecz zwolniłam, jechałam płynnie i w pewnym momencie poczułam uderzenie w tył pojazdu”.

 

„Po uderzeniu nie wykonałam żadnych manewrów, nie hamowałam. Pojazd został trochę popchnięty”. 

 

„Po zdarzeniu mój pojazd zatrzymał się. Najprawdopodobniej zgasł. Nie potrafię tego dokładnie powiedzieć. Mój pojazd stał pod pewnym kątem. Na skutek uderzenia mój samochód jakoś szczególnie się nie przekręcił. Stał zgodnie z tym kierunkiem którym jechałam”. 

W wersji zdarzenia przedstawianej przez kierującego samochodem A oraz świadka podróżującego tym samochodem, przebieg zdarzenia był następujący.

Kierująca pojazdem B jechała ul. Sikorskiego w kierunku Al. Solidarności. Tuż przed skrzyżowaniem, kilka metrów przed zieloną wysepką, bez wcześniejszej sygnalizacji, niespodziewanie, zjechała z lewego pasa na prawy, a następnie – tym bardziej niespodziewanie – nagle zatrzymała swój samochód na tym pasie w taki sposób, że nie można było ominąć go ani z lewej strony, ani z prawej.

Kierowca samochodu A, widząc, że samochód B, który wjechał na prawy pas  nagle zatrzymał się, gwałtownie zahamował. Z powodu blokady kół na mokrej nawierzchni, nie zdołał zatrzymać się przed samochodem B, uderzając w niego z niezbyt wielką siłą.

Według tej wersji, zdarzenie przebiegało w ten sposób:

https://prawonadrodze.org.pl/?attachment_id=1045

W ocenie kierowcy samochodu A, kierowca samochodu B prawdopodobnie chciał przejechać skrzyżowanie na wprost i wjechać w ul. Północną, ale nie był pewien jak to zrobić. Najpierw jechał lewym pasem. Później gwałtownie skręcił na prawy, sądząc, że ten pas poprowadzi go w ul.  Północną. Kiedy jednak spostrzegł się, że prawy pas skręca gwałtownie w al. Solidarności i nie możliwości wjazdu w ul. Północną, gwałtownie zatrzymał samochód, aby wycofać wzdłuż zielonej wysepki znajdującej się tuż przed skrzyżowanie i z powrotem wjechać na lewy pas.

Kierowca samochodu B przedstawił inną wersję zdarzenia.

Zeznał on, że cały czas jechał swoim samochodem prawym pasem jezdni z zamiarem skrętu w prawo. Zaprzeczył temu, jakoby zatrzymał samochód na wysokości wysepki zieleni, znajdującej. Zeznał, że został uderzony przez samochód jadący z tyłu, gdy jego samochód był w ruchu i jechal z prędkością 10-20 km/h.

Policja śladów zdarzenia nie zabezpieczyła. Nie sporządziła też protokołu oględzin miejsca zdarzenia – zatem dokonanie rekonstrukcji przebiegu zdarzenia nie było możliwe. Trzech biegłych (w odrębnych opiniach) wykonało symulację poszczególnych wersji zdarzenia: wersji przedstawianej przez kierującego samochodem A oraz świadka zdarzenia oraz wersji przedstawianej przez kierującego samochodem B.

W komputerowych symulacjach przebiegu zdarzenia wykonanych przez trzech różnych biegłych wynika, że gdyby samochód A uderzył w samochód B poruszający się po łuku z prędkością 10-20 km/h to doszło by do znacznego przemieszczenia (obrotu) samochodu B wokół własnej osi, tak że samochód B ustawił by się bokiem do kierunku jazdy.

 

A takie przemieszczenie nie miało miejsca.

 

Jest zatem oczywiste, że zeznania kierującego samochodem B były nieprawdziwe.

Sędzia Paweł Tatarczak uznał jednak, iż „dowód z zeznań kierowcy B we wskazanym zakresie jest prawdziwy. Złożone przez nią zeznania w tej częsci są spójne, logiczne, wewnętrznie niesprzeczne, konsekwentne”.

Sędzia Paweł Tatarczak ustalił w związku z tym następujący stan faktyczny.

„(…) Oba samochody poruszały się po skrajnym prawym pasie ruchu (…). Kilka metrów przed początkiem tzw. wysepki oddzielającej oba pasy ruchu, [kierująca samochodem B] powróciła całą szerokością samochodu na prawy pas. Wykonała przy tym manewr hamowania, stopniowo redukując prędkość pojazdu do około 10-20 km/h (…) Manewr hamowania nie miał charakteru gwałtownego.

W tym czasie [kierujący pojazdem A] cały czas jechał prawym pasem ruchu z prędkością około 40-50 km/h. Widział pojazd pokrzywdzonej od momentu wjechania w ul Wł. Sikorskiego. Widział w szczególności, iż pojazd prowadzony przez [kierującą samochodem B] wyjeżdża częściowo na lewy pas ruchu, a następnie znajduje się na prawym pasie. Dostrzegł także, iż jego samochód porusza się z większą prędkością niż pojazd [B]. zauważył również, że pojazd [B] hamuje – widział świecące światło stop. Nie podjął jednak od razu manewru hamownia – redukcji prędkości.

Gdy pojazd [B] poruszał się po prawym pasie z prędkością około 10-20 km/h, a pojazd [A] był w odległości około  20 m od samochodu [B], kierowca A podjął manewr hamowania hamulcem nożnym. Pomimo tego nie uniknął zderzenia”.

W dalszej części uzasadnienia sędzia Paweł Tatarczak stwierdził ponadto:

„Warunki atmosferyczne w chwili kolizji jak i bezpośrednio przed jej zaistnieniem – padał drobny deszcz – niewątpliwie utrudniały dokładną obserwację pojazdu pokrzywdzonej (…). Na skutek tego w ocenie Sądu osoby poruszające się samochodem A mogły odnieść złudne wrażenie, że poprzedzający ich samochód B zatrzymał się, gwałtowanie hamował”.

 

Ta żonglerka prawdą, jakiej dokonał w uzasadnieniu wyroku sędzia Paweł Tatarczak uwłacza ludzkiej inteligencji. Sędzia Tatarczak „obdarzył wiarą” zeznania kierowcy samochodu B, a zatem przyjął m. in., że: jej samochód został uderzony w momencie, kiedy jechał po łuku z prędkością 10—20 km/h i pomimo, że kierująca nie hamowała gwałtownie, jej samochód zatrzymał się w bezpośredniej odległości za samochodem A, nie wykonując żadnego obrotu wokół swojej osi i nie został wypchnięty poza pas ruchu.

Sędzia Paweł Tatarczak uznał iż manewr hamowania wykonany przez kierowcę B „nie miał charakteru gwałtownego”, określając dodatkowo ten manewr „stopniową redukcją prędkości”, gdy faktycznie chodziło o wyhamowanie z prędkości 50 km/h do prędkości 10-20 km/h na odcinku kilku metrów!!

Sędzia Paweł Tatarczak „analizując” wyjaśnienia kierowcy A, tak „wczuł się w jego sytuację” że „zobaczył”,  co w momecie zdarzenia kierujący samochodem A widział, a czego nie widział. Otóż w opinii sędziego Pawła Tatarczaka, kiedy kierowca A był w znacznej odległości od samochody B – to wtedy widział wszystkie manewry kierowcy B. I tej części wyjaśnień kierowcy A sędzia Paweł Tatarczak „dał wiarę”. Jednak kiedy samochody zbliżyły się na odległość 20 metrów – to wówczas – zdaniem sędziego kierowca A nie widział, że samochód B jedzie dalej, tylko wydawało mu się że on stoi!

W aktach sprawy nie ma żadnego dowodu: żadnej opinii biegłego, ani też żadnego zeznania, z którego by wynikało, że kierowca A mógł nie widzieć co się dzieje przed jego oczyma w odległości 20 metrów, a więc niemal tuż przed samochodem!

Warto bliżej przyjrzeć się całej dynamice zdarzenia, jaką „ustalił” sędzia Paweł Tatarczak. Otóż:

  •  kiedy samochód B znajdował się na wysokości „zielonej wysepki”, a więc tuż przed łukiem jezdni skręcającej w prawo;
  • w tym samym momencie samochód A znajdował się na tym samym pasie ruchu w odległości 20 m za samochodem B;
  • w tym momencie kierowca samochodu B zwolnił „stopniowo” prędkość, natomiast osobom podróżującym samochodem A „mogło się wydawać” że samochód ten zatrzymał się,
  • wówczas kierowca samochodu A zaczął hamować hamulcem nożnym.

 

W stanie faktycznym przyjętym przez Sąd w ogóle nie mogło by dojść do żadnego zderzenia.

Zanim hamujący gwałtownie samochód A pokonał by dzielący oba samochody odcinek 20 metrów, to samochód B, poruszający się rzekomo z prędkością 10-20 km  i skręcający po łuku ostro w prawo pokonał by odcinek przynajmniej kilku metrów, schodząc tym samym „z pola rażenia” samochodu A, który na zablokowanych kołach poruszał się na wprost.

Zatem przebieg zdarzenia „ustalony” przez sędziego Tatarczaka fizycznie nie mógł się zdarzyć. Tym bardziej w takiej sytuacji fizycznie niemożliwe jest, aby samochód A, po pokonaniu 20 w trakcie gwałtownego hamowania uderzył swoim  lewym przednim rogiem  w prawy tylny róg samochodu B, który rzekomo skręcał w prawo. Jeśliby rzeczywiście samochód B był w krytycznym momencie w ruchu i skręcałby w prawo, to samochód A uderzyłby w samochód B przednim prawym rogiem.

Kierowca A złożył apelację do Sądu Okręgowego w Lublinie. Na rozprawie apelację wniósł pismo procesowe, stanowiące uzupełnienie apelacji, w którym wykazał, że stan faktyczny, który został ustalony przez Sąd Rejonowy fizycznie nie mógł się zdarzyć.

Rozpatrujący sprawę sędzia Marek Siwek „postanowił ujawnić złożone pismo bez odczytania”, a następnie wydał wyrok utrzymujący w mocy wyrok Sądu Rejonowego w Lublinie. W uzasadnieniu swego wyroku z dnia 18 czerwca 2009 r. (V Waz 63/09) stwierdził m. in., że:

„Wbrew wywodom i zarzutom apelacji Sąd Rejonowy na podstawie zebranych dowodów prawidłowo ustalił stan faktyczny”.

„Sąd Rejonowy w sposób wyczerpujący i logiczny przedstawił swoja argumentację co do tego komu i dlaczego dał wiarę oraz jakim dowodom i z jakiej przyczyny wiary odmówił. Danie wiary jednym dowodom, a odmówienie tejże wiary w części, czy też w całości innym dowodom jest prawem sądu i znajduje swoje umocowanie w treści art. 7 kpk w zw. z art. 8 kpsw”.

 

Do Sądu Okręgowego w Lublinie trafiła ponadto sprawa kontrowa (z oskarżenia prywatnego) dotycząca tego samego zdarzenia. Rozpatrujący tę sprawę sędzia Jacek Janiszek, w uzasadnieniu wyroku, dokonał takiego oto stwierdzenia:

„Danie wiary jednym dowodom, a odmówienie tejże wiary w części, czy też w całości innym dowodom jest prawem Sądu i znajduje swoje umocowanie w treści art. 7 kpk.”

 

5. Pointa

W końcowej scenie filmu Tengiza Abuładze „Pokuta”, opisującego czasy stalinowskiego terroru, w wyniku którego w pewnej radzieckiej wiosce komuniści spalili prawosławną cerkiew, staruszka staje na skrzyżowaniu dróg i stawia retoryczne pytanie:

„Po co komu droga, która nie prowadzi do cerkwi…”.

Narzuca się następująca parafraza:

A po co komu taki sąd, który nie prowadzi do prawdy…?

 

 

Ten wpis został opublikowany w kategorii Postępowanie przed sądem. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

3 odpowiedzi na Zasada prawdy materialnej – zasada widmo?

  1. Agnieszka pisze:

    Cytat z filmu „Pokuta” w wersji „Po co ta droga, jeśli nie prowadzi do świątyni” kończył moją pracę maturalną z języka polskiego. Ucieszyłam się bardzo widząc, że jeszcze ktoś pamięta ten piękny i mądry film.

  2. Pingback: Jak nie dać się naciągnąć na mandat? Cz. II. Obywatel w sądzie. | Kamery samochodowe - filmy, testy, opisy, nowości.

  3. Krzysiek pisze:

    To stanowisko SN jest, wydawałoby się, właściwe:
    „Każdy sąd w procesie karnym jest uprawniony do przyjęcia określonej wersji przebiegu zdarzeń (zdarzenia) bądź też może nie znaleźć dostatecznych podstaw faktycznych do podzielenia poglądu prezentowanego w akcie oskarżenia. Chodzi wszakże o to, aby tok rozumowania sądu mieścił się w granicach swobodnej oceny dowodów. Inaczej mówiąc, do prawidłowych ustaleń faktycznych należy dochodzić w oparciu o dogłębną, wszechstronną analizę przeprowadzonych dowodów, pozbawioną błędów logicznych, opartą także na wskazaniach wiedzy i doświadczeniu życiowym”.

    ale jedno sformułowanie ze szczególnym naciskiem na wskazane słowo – „aby tok rozumowania mieścił się w granicach SWOBODNEJ oceny…” mówi wszystko o intencjach SN.
    „Swobodny” oznacza „pozbawiony jakichkolwiek więzów” czyli mogący prowadzić dokądkolwiek. I jak Autor felietonu pisze :
    „Jeśli sąd ustali, że słońce świeci na zielono, to sąd ma prawo tak ustalić, bo takie jest prawo sądu.”
    Można posunąć się nawet dalej i powiedzieć, że w świetle tej doktryny SN, sąd ma prawo do zaprzeczenia nawet istnienia słońca. Bo przecież sąd zapewne ma „wiedzę i doświadczenie życiowe” mówiące, że gdy jest noc, to nie ma słońca. No bo wtedy …nie ma ! A dlaczego w nocy świeci księżyc, to na tej lekcji fizyki był sąd zapewne chory na oczy, a na studiach prawniczych już tego nie uczyli….

    No cóż, już niedługo przekonam się osobiście jak „mój sąd” ustali prawdę obiektywną i jak daleko „swobodnej” oceny dowodów dokona.

Skomentuj Krzysiek Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *