Poznańska drogówka czyli rola jednostki w dziejach, a może nawet kult jednostki…

Czyli rzecz o Pancernym Naczelniku Józefie Klimczewskim herbu Frog, który niezniszczalnym jest i jako ponadczasowa Kamasutra się jawi….

Nie popełnimy chyba większego błędu stawiając tezę, że tzw. policja drogowa w Polsce cieszy się fatalną opinią wśród znacznej części społeczeństwa. Środki masowego przekazu, w tym internet, pełne są informacji o niegodziwych często działaniach tejże formacji, polegających głównie na próbach załatania dziury budżetowej, poprzez naciąganie wykroczeń i próby wymuszania mandatów. Oczywiście, to stwierdzenie nie odnosi się do wszystkich działań drogówki, bo zdarzają się też przypadki, że stwierdzają rzeczywiste wykroczenia drogowe i wtedy słusznie nakładają grzywny (wspomnijmy też o tzw. grabarzach z karawanów wypadkowych, bo ci naprawdę nieraz mają co robić… ). Według naszej wiedzy, są to jednak rzadkie przypadki. Na naszych drogach cały rok, całą dobę trwają polowania na kierowców i innych uczestników ruchu. Nie są to polowania z nagonką, ale za to za pomocą przemyślnych działań, wzorowanych na średniowiecznych Raubritterach zasadzających się na podróżnych.

Widzimy też wyraźny wpływ podstępnej taktyki talibów czyli zasadzanie się w kryjówce na ofiarę. Do takich działań zaliczamy m.in. maskowanie się policjantów polegające na idealnym zlaniu się z otoczeniem. Nasz podziw wręcz wzbudzał młodzian z drogówki chowający się ze słynną Iskrą-1 za konstrukcją przystanku autobusowego, np. na ul. Leszczyńskiej czy Dąbrowskiego. I zza tej konstrukcji „mierzy” wszystko co jemu wychynie zza przystanku, robiąc przy tym miny jakby właśnie zbawiał świat… Komentarzy podróżnych czekających na autobus nie będziemy tu przedstawiać, bo redakcja i tak wytnie… Inny młodzian ganiał po wszystkich pasach drogi, aby zatrzymać pojazd na skrajnym pasie – mimo, że piszący te słowa nie raz, nie dwa, wskazywał temu młodemu policjantowi możliwe zagrożenia jakie on nieroztropnie wywołuje. I stało się, co się musiało stać, czyli młody policjant, tzw. stachanowiec, w w/w sposób próbował zatrzymać motocykl. I wpadł na krawężnik (policjant, nie motocykl), wywinął przysłowiowego kozła, zranił głowę, nogę, biodro… co skończyło się wizytą w szpitalu. I wypadkiem przy pracy. Gdzie w tym momencie był rozum tego młodziana ? Spał ?

Ludzie zgryźliwi twierdzą że trwają prace nad Super Iskrą z przegubowym nadajnikiem, który ma umożliwić „pomiar” zza tzw. winkla….

Innym ulubionym sposobem policjantów drogowych jest głębokie zaszycie się gęstwinie leśnej (np. na drodze do Kiekrza) i krótki wypad na ofiarę, a następnie znów ucieczka do lasu. Mają to chłopcy-radarowcy opanowane do takiej perfekcji, że sam gajowy ich nie zauważył, a przecież z kłusownikami obyty jest…

Jest też metoda polegająca na schowaniu się za barierami ochronnymi na poboczu i wychynięciu zza niej, gdy usłyszy głośniejszy pomruk silnika…Ta metoda bywa stosowana na ul. Warszawskiej.

Inna metoda, to chowanie się policjantów we wjeździe do firmy X – jak to bywa przy ul. Wołczyńskiej. Albo chowanie się za filarem mostu kolejowego przy ul. Św. Wawrzyńca. Ostatnio na ul. Grunwaldzkiej zaczaił się radiowóz drogówki za… betonowym płotem. Absolutnie niewidoczni policjanci co chwila wystawiali część głowy zza tego płotu wypatrując ofiary. Inną metodą jest ukrywanie się za „zapomnianym” przez drogowców znakiem tymczasowo ograniczającym prędkość i egzekwowanie tego ponoć „zapomnianego” znaku jako obowiązującego – jak to było na obwodnicy Poznania,  w ciągu drogi 92.

Pomysłowość tego typu jest wprost nieograniczona. Ale czy to jest droga na budowanie prestiżu i szacunku? To tak ma wyglądać policja drogowa w akcji? Statystyka ponad wszystko? Przypominamy policjantom o Zarządzeniu Komendanta Głównego Policji nr 39 z dnia 25 maja 2004 w sprawie sposobu pełnienia służby na drogach przez policjantów. A tam Rozdział 3, par. 17, pkt 4:

„Podczas dokonywania pomiaru prędkości pojazd służbowy powinien być usytuowany w miejscu widocznym dla kierujących pojazdami”.

Zwracamy uwagę na użytą liczbę mnogą. Polecamy też par. 21, pkt. 2 :

„Kontrola ruchu drogowego powinna być wykonywana w sposób uwzględniający prewencyjne oddziaływanie na uczestników ruchu drogowego”.

I dalej pkt 3 :

„Podczas pełnienia służby w sposób statyczny oznakowany radiowóz powinien być ustawiony w miejscu bezpiecznym i widocznym dla uczestników ruchu. W warunkach niedostatecznej widoczności w radiowozie powinien być włączony świetlny napis „Policja”.

Nota bene, policjanci ubrani są w obrzydliwe mundury. Na mężczyznach to jeszcze można zdzierżyć, ale gdy się widzi wręcz widowiskowe niewiasty w obrzydliwych, niedopasowanych, portkach i buciskach rodem z kopalni, to aż ich żal.

Policja w Poznaniu używa dwóch typów „suszarek”, czyli słynnej i nielegalnej wg niektórych Iskry-1 oraz lasera Ultra L. (szczegółowy opis na stronie SPnD). Oba te „przyrządy” mają istotną wadę, gdyż nie identyfikują ofiary policjanta. I chyba za to je policja tak kocha…? O tym że, naszym zdaniem, znaczna część policjantów prawdopodobnie nigdy instrukcji obsługi tych wynalazków nie czytała ,to nawet nie wspomnimy…

Teraz o super tajnej broni poznańskiej drogówki czyli o tzw. nieoznakowanych radiowozach Skoda, Opel, VW czy Alfy z czasów Mussoliniego… (niestety Porsche, którym naczelnik poznańskiej drogówki Józef Frog Klimczewski pędził 213 km/godz na obszarze zabudowanym na ograniczeniu do 80km/godz trzeba było oddać). Te bolidy na nic się przydają jeśli chodzi o bezpieczeństwo na drodze bo… są w ogóle niewidoczne! Zaś „sprzęt”, w który są wyposażone, nic nie mierzy oprócz swojej prędkośc ! To ci dopiero wynalazek. Ale są dochodowe. Nieraz te „cywilne” pojazdy czają się po poboczach, a za nimi policjant z Iskrą czy laserem. Są też przypadki, że mają i te i te na pokładzie. O stanie technicznym części różnych radiowozów, czyli: łyse opony, uszkodzone zderzaki, niesprawne światła, zużyte światła, uszkodzona karoseria itd. – nawet nie wspominamy. Możemy jednak powiedzieć, że w pewnej firmie naprawiającej policyjne radiowozy na placu naliczyliśmy ich aż 18! Niektóre stoją tam ponoć od roku…

Jest oczywistym, że powyższy opis dotyczy tylko pewnej części policjantów czyli tzw. stachanowców w białych czapkach nastawionych na „sukces”. Jest też inna część policjantów drogowych, którzy nie czynią jak powyżej, ale za to spotykają ich pomruki (delikatnie mówiąc) niezadowolenia ze strony zwierzchników. Wróble ćwierkają na Szylinga, że naczalnik, nazwijmy go umownie Józef K., nie może dospać i krąży po komendzie od godz. 5.00, nagabując wchodzących policjantów: ile wczoraj było mandatów? Inny naczalnik, oznaczmy go umownie N., miał pokrzykiwać na policjanta:

„gdzie k…zabrane prawa jazdy?!”

My oczywiście niecnym wróblom nie wierzymy w 100 % ,ale w 99% już tak…

Zostawmy te dymaniczne (tak, bo od dymania kierowców) działania części policji drogowej w Poznania i przyjrzyjmy się bardziej statycznej ich postaci. Mamy tu na myśli np. zorganizowane łapanki na pieszych nieprawidłowo (wg policji) poruszających się po mieście. Polega to na ukryciu się parek młodych policjantów za wszelkimi dostępnymi im elementami maskującymi, bacznym obserwowaniu pewnego odcinka (np. Most Teatralny, Rynek Jeżycki, okolice MTP) i na wyskakiwaniu zza osłony i nakładaniu kar np. za rzeczywiste lub urojone przechodzeniu na czerwonym. W celu zwiększenia przychodów sugerujemy tym policjantom, aby się przebrali za tramwajarzy, listonoszy, Mikołajów, siostry zakonne, biskupa, prezydenta miasta Poznania, imigranta, dziewicę-tirówkę, majstra budowlanego, hodowcę tchórzofretek itp. itd. Wszak koniec wieńczy dzieło.

Innym polem działania policjantów są łapanki na rowerzystów. Tu akurat, choć częściowo, jesteśmy „za” – ponieważ znaczna część rowerzystów przypomina swoimi zachowaniami na drodze prawdziwych kamikadze. Widać wyraźnie, że znaczna ich część nie ma pojęcia o podstawowych zasadach w ruchu drogowym. Pytanie czy mandat tu coś zmieni …

Za to prawie wszyscy policjanci drogowi kompletnie nie reagują na stan jezdni, dziury, fatalne pobocza, niezgodne z prawem oznakowanie, nieczytelne oznakowanie poziome, zwały zanieczyszczeń na jezdni czy obok jezdni itd. itp. Albowiem, jak twierdzą niektórzy z nich, oni nie są od tego…. Co jest nieprawdą, bo w Rozdziale 3, par. 19 , pkt. 7 w/w zarządzenie wasz komendant twierdzi coś innego…

Ale jaki związek, to co powyżej napisano, ma z kultem jednostki czy rolą jednostki w dziejach, a nawet ponadczasową Kamasutrą ? Ano związek się wydaje się być oczywistym: pan naczelnik Klimczewski jest również ponadczasowy, ze wszystkimi swoimi 41 – letnimi wyczynami przeszedł do historii z białą czapką w rękach. To pan naczalnik na rannych odprawach , pełen zewnętrznej radości, rzuca np. hasło:

„Dzisiaj akcja pieszy na czerwonym!”.

Jego wpływ na poznańską drogówkę jest bardzo duży i przy tym fatalnie oceniany przez znaczną część policjantów. A i przez społeczeństwo też. Panie naczelniku Józefie Klimczewski! Odejdź! Weź te ponad 200 dni zaległego urlopu i odejdź. Zrób miejsce młodym. Twój czas się skończył. Czas odbudować, co pan naczelnik latami zniszczył, czyli trzeba choć spróbować przywrócić służebną społeczeństwu rolę policji drogowej. Może nowy komendant wojewódzki policji wyśle pana naczelnika na zasłużoną emeryturę? To jak panie komendancie ?

                                                                                                                          31 węzłowy Burke

Ten wpis został opublikowany w kategorii Policja, Ręczne mierniki prędkości. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

23 odpowiedzi na Poznańska drogówka czyli rola jednostki w dziejach, a może nawet kult jednostki…

  1. Krzysiek pisze:

    No to właśnie poznańska drogówka będzie teraz działała na terenie całego kraju:
    http://poznan.wyborcza.pl/poznan/1,36037,19984349,policjant-z-poznania-rafal-kozlowski-zostal-szefem-krajowej.html#BoxLokPozLink
    Nie wiadomo czy śmiać się czy płakać … 🙁

    • wwm pisze:

      „Dobra zmiana”!

    • 31węzłowy Burke pisze:

      Nawet nie chce się komentować. Ale SPnD trochę ogarnęło poznańskich milicjantów drogowych; niektórzy są blisko tytułu policjanta. Ale tylko niektórzy. Rzadziej się maskują w krzaczorach, czasami nawet tak stoją że ich widać..Nowe idzie ? Ale też na firmamencie zabłysnęła nowa gwiazda, nawet supernowa. A jest to Bartosz Łowca Motocykli ew. Bartosz Tańczący z Motocyklem. A było to tak : kilka tygodni temu w/w Supernowa namierzył motocyklistę . I rzucił się Tańczący na trzeci pas ruchu aby go zatrzymać …A tenże nie reagował na rozpaczliwe ruchu Tańczącego wobec czego Tańczący rzucił się do panicznej ucieczki tyle że ….w kierunku do środka jezdni , walnął na glebę, porysował sobie facjatę, uszkodził ręce i nogi i wylądował na dyżurze w szpitalu. Zaliczono Tańczącemu ten cyrkowy numer jako wypadek przy pracy i za 100% wynagrodzenia obijał przysłowiowe gruszki. Nic nie słychać o przymusowych badaniach psychiatrycznych Tańczącego ; a powinno…31

  2. Krzysiek pisze:

    Wytłumaczenie tego co dzieje się w Poznaniu, mieście z którym byłem praktycznie przez ponad połowę mojego życia w jakiś tam sposób związany, daje w jakiejś części ten tekst:
    http://niezalezna.pl/78549-z-zmw-do-kulczyk-tradex-jak-prezydent-jaskowiak-w-wiejskim-komsomole-zaczynal
    No i teraz wielu się zastanawia w jaki to sposób „KTOŚ wystrugał z banana” takiego gościa zniKOnD ?…

  3. 31wB pisze:

    Ja powiem tak : akurat nasze normy na alkohol uważam za dobre. Ale sposoby ich badania typu zablokowanie drogi to kompletny debilizm. Na pytanie dlaczego nie badacie na narkotyki i dopalacze gość z drogówki rzecze tak : nie mamy narkotestów bo 90 zł/szt. A na dopalacze to w ogóle nie ma żadnych testerów. 31

  4. joko poko pisze:

    Panie Redaktorze 31wB . Jako skromny chłopak w młodości pobierałem nauki u niejakiego Seneki z Jaromina w województwie Zachodniopomorskim, który jak na owe czasy musiał być bardzo dobrze wykształconym człowiekiem. Posiadał ukończoną zawodówkę o kierunku ślusarz – spawacz. Kierunek zawodu nie był przypadkowy bo gość potrafił wyrychtować piękny wytrych, którym jak mi wiadomo otwarł raz drzwi do strychu ale do tej kwestii wrócimy później. Umiejętności spawacza uratowały mu życie czyli wykształcony był bardzo dobrze. Seneka z Jaromina zwykł był mawiać „nie krępuj się jeśli czegoś nie rozumiesz nie problem, masz mnie więc o wszystko śmiało pytaj” nie zapytałem jak widać nie ośmieliłem się podnieść wzroku na mentora i duchowego przywódcę. Mój mistrz jak przystało na mędrca wprowadzał co pewien czas nowe trendy intelektualnego zrywu mawiając „widzisz tę różnicę intelektu” innym razem była to „różnica poziomów” a nawet „wydolności seksualnej” a wiem od jego żony , że był impotentem…
    Co ma wspólnego Seneka z Jaromina z Frogiem z Poznania? Ano bardzo wiele: obaj „dbali” o cudzą własność.
    Niedziela rano, mróz -27 stopni jeszcze przed Mszą Świętą starszy Pan ogólnie szanowany człowiek, zebrał sąsiadów na własne podwórko obiecując ciekawe widowisko, przed wejściem do domu stał pieniek z wbitą weń siekierą. Było nas kilkadziesiąt osób, ogarnęła nas groza, każdy patrzył na pieniek i siekierę. W drzwiach domu stał syn starszego Pana i zagrał na werblach a kiedy przestał w drzwiach budynku pojawiła się czarna postać, ciemniejsza od 100 murzynów, był to Seneka z Jaromina wystrzelił z prędkością światła, po chwili wrócił wyrwał siekierę z pieńka i łąkami 5 km pobiegł w stronę rzeki. Dobiegł do niej w 2,7 minuty. Siekierą wykuł przerębel i próbował przywrócić sobie poprzedni kolor skóry. Jedyne co zyskał z tej rzeki to dwa łososie po 10 kg każdy. Jak przedstawił to sąsiad, dzień wcześniej wieczorem złapał Senekę na kradzieży jabłek na strychu. A że mieli przy kominie wędzarnie zapakował mędrca w tym ustrojstwie. Filozof kilka lat przechadzał się jako murzyn po okolicy a od przeciętnego murzyna odróżniał się jednym białym palcem co było wynikiem jego impotencji…..
    Od tej pory sąsiad nie dbał o zamknięcie wszystkich budynków w swoim obejściu a nawet kurnika, pomimo że Seneka z jabłek przebranżowił się na kurczaki, kury, koguty no ogólnie drób i nazwano go Lis. Dobrze sobie wyglądał nawet kobitkę sobie sprowadził a za jakiś czas już miał dwa białe palce…… Pewnego razu rozeszła się fama, że przyłapano Lisa w kurniku, kilka bab z widłami a jedna nawet z kosą udały się do kurnika dokonać „sprawiedliwości” z Lisem. I tu jego umiejętność jako spawacza uratowała mu życie, wziął ci on drewniane elektrody i zaspawał od środka drzwi. Tydzień siedział w tym kurniku zjadł na surowo kilkanaście kur a kiedy dopadł koguta, ten mu powiedział, że baby się popiły i jest szansa by uciec. Rzeczywiście Lis uciekł ale koguta i tak ukradł. Był to wielki błąd i los zadrwił sobie z Lisa. Należy w miejscu tym zaznaczyć , że pod wpływem adrenaliny i traumatycznych przeżyć raz Lisowi się udało i miał ze swoją „damą” dobry stosunek i zaszła ona w ciążę. Dawno niewidziany Lis vel Seneka pojawił się publicznie przed sklepem i stawiał każdemu kto raczył był wypić za zdrowie przyszłego syna. Stać go było na zakup alkoholu dla wszystkich bo od wielu lat dorabiał jako konfident. Nadeszła chwila rozwiązania Pani Lis vel Seneka postanowiła rodzić w domu. Jak mówią świadkowie zaraz po rozwiązaniu wszyscy świadkowie wybiegli z domu tak szybko jak Seneka z wędzarni. Była to zemsta koguta i syn nie urodził się biały, gorzej nawet nie urodził się czarny. Urodził się w piórach…….. Proszę zapamiętać Panie Frog , urodził się w piórach.
    Opierzonego zawsze można oskubać……

  5. user1 pisze:

    Co do rowerzystów, to akurat w ich przypadku bardzo często jazda zgodnie z przepisami, tzn. pomiędzy pędzącymi samochodami, przypomina zachowanie kamikaze. W obawie o swoje zdrowie i życie często – nikomu nie zagrażając – jeżdżą ostrożnie po chodnikach i przejściach dla pieszych. A policja co na to? Urządza na nich łapanki.

    Jakich podstawowych przepisów nie zna znaczna część rowerzystów? Poza tym, ilu kierowców wie o tym, że skręcając w drogę poprzeczną, mają obowiązek ustąpić pierwszeństwa rowerzystom nie tylko znajdującym się na przejeździe rowerowym, ale też dojeżdżającym do niego (no i że w ogóle na rowerze się jeździ po przejeździe rowerowym, a nie prowadzi się go)? Że pieszym też powinni wtedy ustąpić, nawet jeśli nie ma wyznaczonego przejścia? Że nie ma już zakazu wjeżdżania na rowerze na przejeździe rowerowym „bezpośrednio pod nadjeżdżający pojazd”? Że kiedy pierwszeństwa nie regulują znaki ani sygnały drogowe, to na przecięciu jezdni i drogi rowerowej z wyznaczonym przejazdem rowerowym obowiązuje zasada prawej ręki? Że rowerzysta nie zawsze ma obowiązek jechać po drodze rowerowej wzdłuż jezdni i nie należy go opieprzać za to, że z niej nie korzysta? Że mając „zieloną strzałkę” trzeba się najpierw zatrzymać? Że na pasie rowerowym i drodze rowerowej nie można parkować? Że co do zasady parkuje się na jezdni przy jej prawej krawędzi, a wszelkie ewentualne parkowania na chodnikach itp. są dopiero wyjątkami od reguły dopuszczalnymi pod pewnymi warunkami? Że w strefie zamieszkania obowiązuje maksymalna dopuszczalna prędkość 20 km/h, obowiązek ustępowania pierwszeństwa pieszym na całej długości drogi i zakaz parkowania poza miejscami wyznaczonymi, a przy wyjeżdżaniu ze strefy zamieszkania trzeba ustąpić pierwszeństwa pojazdom nawet, gdy nie ma znaku „ustąp pierwszeństwa” albo „stop”? Itd. itp.

    • user1 pisze:

      Zapomniałem dodać, że niewielu kierowców wie o tym, że jazda „możliwie blisko prawej krawędzi jezdni” nie oznacza przytulania się do krawężnika ani rynsztoka, a w niektórych przypadkach jazda rowerem środkiem pasa ruchu jest jawnie dopuszczona w PoRD. Wszelkie trąbienie w takiej sytuacji jest, delikatnie mówiąc, nie na miejscu.

      • Krzysiek pisze:

        Bez przesady – wszyscy wiedzą. Szczególnie ci, którzy jeżdżą rowerami …

        • user1 pisze:

          @Krzysiek

          Ci, którzy jeżdżą rowerami, generalnie nie muszą znać większości zasad, które podałem – najwyżej np. nie skorzystają z praw, które im przysługują.

          • Krzysiek pisze:

            Nawet gdy je znają, to często z nich nie skorzystają, bo zadecyduje prawo silniejszego.
            Zauważyć należy, że podobne relacje występują pomiędzy rowerzystami i pieszymi.
            Ale to już jest w dużej mierze kwestia polskiej edukacji nastawionej na teorię a nie praktykę. I stąd w praktyce polskiego społeczeństwa dominuje analfabetyzm prawny, ekonomiczny i komunikacyjny. Ten ostatni nie tylko w sferze przemieszczania się, ale głównie wzajemnego komunikowania się.

    • 31węzłowy Burke pisze:

      Miasto Poznań , ze względu na historyczną ciasną zabudowę, nie jest i nie może być miastem przyjaznym dla rowerzystów. Po prostu wąskie ulice w ciasnej zabudowie. Oczywiście że można zburzyć część zabudowań na rzecz dróg rowerowych. Jako i pieszy i jako kierowca obserwuję samobójcze nieraz zachowania rowerzystów czyli. m.in : jazda po zmroku bez oświetlenia i kamizelki odblaskowej, przejazd przez przejścia dla pieszych i na czerwonych światłach, rozpychanie się na chodnikach , brak sygnalizacji np. skrętu, nadmierna prędkość ( to nie żart), przepychanie się między pieszymi i pojazdami. Ale jeszcze większe zagrożenie powodują dzieciaki na wszelkiego rodzaju motorynkach. Ewidentny brak odpowiedzialności rodziców . Reasumując : Poznań nie jest miastem dla rowerzystów bo jest to obiektywnie niemożliwe. I nic tego nie zmieni. 31

      • user1 pisze:

        Z pierwszą częścią mógłbym się zgodzić, gdyby brzmiała tak:

        „Miasto Poznań, podobnie jak np. Amsterdam czy Kopenhaga, ze względu na historyczną ciasną zabudowę, nie jest i nie może być miastem przyjaznym dla kierowców. Nie było zbudowane z myślą o samochodach. Po prostu wąskie ulice w ciasnej zabudowie, w których zmieszczą się tylko rowery (no i piesi, i ew. dorożki konne). Oczywiście że można zburzyć część zabudowań na rzecz szerokich miejskich autostrad i dostatku miejsc parkingowych.”

        Co do dalszej części. Mnie też zdarza się zapomnieć włączyć świateł czy sygnalizować skrętu. Ale takie rzeczy uczy się dzieci w podstawówce i wynika to raczej właśnie z pomyłek niż z niewiedzy. Do tego rowery, które są sprzedawane, służą głównie do rekreacji a nie transportu – niekoniecznie mają lampki, a nawet jeśli, to na baterie (a kto by tam pamiętał o ich zmienianiu). To niczego nie usprawiedliwia, ale gdyby typowe samochody były tak wyposażone, to spora część kierowców też jeździłaby bez świateł.

        Tak czy inaczej, jazda po zmroku bez świateł, a tym bardziej bez kamizelki odblaskowej generalnie nie jest „samobójczym” zachowaniem, które należy zwalczać. Kierowcy od tego mają światła, żeby widzieć to, co jest przed nimi, czyli również np. pieszych, którzy nie muszą mieć odblasków. Do tego w miastach mamy oświetlenie uliczne. To nadmierna prędkość, która nie pozwala kierowcom zauważyć na czas ludzi nie świecących jak choinki, jest zabójcza dla innych.

        Oczywiście, zachowania niebezpieczne (nadmierna prędkość, nieustępowanie pierwszeństwa pieszym i pojazdom itd. – tu też raczej nie jest to sprawa nieznajomości zasad ruchu drogowego, tylko nieodpowiedzialności) zdarzają się rowerzystom bardzo często – prawie tak często, jak kierowcom (a kto wie, być może nawet częściej – trzeba by pogrzebać w statystykach). Różnica polega na tym, że idiota na rowerze wyrządzi nieporównywalnie mniejsze szkody niż idiota w kilkaset razy cięższym i jadącym kilka razy szybciej samochodzie. I o tym policja niestety nie pamięta.

        • Krzysiek pisze:

          „Różnica polega na tym, że idiota na rowerze wyrządzi nieporównywalnie mniejsze szkody niż idiota w kilkaset razy cięższym i jadącym kilka razy szybciej samochodzie. I o tym policja niestety nie pamięta.” – to prawda.
          Dlatego ustawodawca niemiecki dopuścił jazdę rowerem rowerzystom z zawartością alkoholu do 1,6 promila (słownie” JEDEN i 6/10 promila !!!) przy dopuszczalnej dla kierowców aż 0,8 promila słusznie uważając, że ” pijak na rowerze wyrządzi nieporównywalnie mniejsze szkody niż pijak w samochodzie”. Więc jak Niemiec ma jechać do „Kneipe” samochodem to niech już lepiej jedzie rowerem. Będzie bezpieczniej dla niego i postronnych osób.
          Dodając do tego badania niemieckiej policji dowodzące statystycznie, że najwięcej wypadków rowerzystów spowodowanych jest przez pijaków „na dwóch kółkach” przy czym w zdecydowanej większości są oni jedynymi poszkodowanymi własnej głupoty i nałogu, można śmiało stwierdzić, że za naszą zachodnią granicą ustawodawca i policja są dla rowerzystów i kierowców, a nie odwrotnie jak w PRL-bis. Jak długo tacy będą to już inna para kaloszy, bo wydarzenia są bardzo dynamiczne i wkrótce może się okazać, że zgodnie z prawem szariatu nie tylko jazda rowerem po pijaku będzie zakazana 🙁

          • user1 pisze:

            Otóż to. Podczas gdy w naszym PRL-bis nawet po złagodzeniu przepisów (musieli to zrobić, bo więzienia nie wyrabiały z przyjmowaniem pijanych rowerzystów) policjanci sprawdzają alkomatami na ulicy wszystkich jak leci (co jest zresztą nielegalne), a jeśli coś wykryją, to nieraz nakładają tak wysokie kary, jak się da (np. kierują sprawę do sądu, bo uważają, że mandaty są za niskie). Nic dziwnego, że w Polsce bezpieczeństwo na drogach jest jakie jest.

          • Krzysiek pisze:

            @user1 pisze:
            „…policjanci sprawdzają alkomatami na ulicy wszystkich jak leci…”
            Poza sobą oczywiście 🙁
            A może tak ogólnospołeczna akcja i referendum w sprawie:
            Czy jesteś za tym, aby każdy policjant i inny funkcjonariusz państwowy był badany alkomatem przed podjęciem pracy oraz przy wyjściu z pracy ?

            PS: przewiduję wynik referendum : 80% TAK, 10% NIE, 10% NIE WIEM (z obawy czy mnie ne dotknie ten obowiązek)

          • Lubuszanin pisze:

            W Niemczech nie jest tak rozowo
            z tymi promilami. Jadac prywatnie
            Mozna miec do 05 promila. Jezdzac jako kierowca zawodowy ’ obowiazuje bezwzglednie 0 prom. Jak spowodujesz koluzje czy wypadek nawet nie przekraczajac 05 prom to ubezpieczalnia sie na ciebie wypnie.

  6. losot pisze:

    No cóż, komendant Maj już odszedł wiec tępo zmian kadrowych spadło, odetchnął nacz. Klimczewski jeszcze ze trzy mundurówki przytuli, dla niewtajemniczonych dodam, że mundurówka nie jest na mundury(świadczy o tym za mały rozmiar czapki naczelnika,chyba pierwszej jaką pobrał w MO, wygląda w niej jak piłka pingpongowa z dziesieciogroszówką na wierzchu) zazwyczaj jest wydana zanim zostanie wypłacona , a niektóre panie sierżantowe dowiadują się o niej po przejściu starego na emeryturę od bardziej światłej psiapsiółki, że taką kasę płacili.

Skomentuj 31wB Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *