Wybuchła afera dotycząca pracy doktroskiej Pawła Cz. – Rektora Collegium Humanum. Moje nazwisko może pojawić się w mediach – nie wiadomo w jakim kontekście. Dlatego też – uprzedzająco – publikuję treść mojej recenzji z 2015 r. Wykazuje ona, że praca doktorska Pawła Cz. jest oczywistym plagiatem.
Do Sądu Okręgowego w Lublinie trafiła apelacja lubelskiej policji od wyroku uniewinniającego od zarzutu przekroczenia dozwolonej prędkości. Sprawa jest oczywista, gdyż urządzenie pomiarowe, którym zmierzono prędkość było niesprawne (wykazał to test stałej odległości), a w dodatku w treści apelacji nie zawarto żadnego prawidłowego zarzutu (w sprawach o wykroczenia sąd odwoławczy rozstrzyga tylko w zakresie podniesionych zarzutów). Rozprawa apelacyjna powinna więc trwać 5 minut i powinna zakończyć się utrzymaniem wyroku I instancji.
Problem jednak w tym, że do rozpoznania sprawy wylosowano SSO Magdalenę Kurczewską – Śmiech, z którą obwiniony – od dwóch lat – jest w otwartym konflikcie. Czytaj dalej →
Art. 41 § 1 Kodeksu postepowania karego stanowi, iż „Sędzia ulega wyłączeniu, jeżeli istnieje okoliczność tego rodzaju, że mogłaby wywołać uzasadnioną wątpliwość co do jego bezstronności w danej sprawie”. Procedura wyłączenia sędziego jest jednak iluzoryczna, bowiem wniosek o wyłączenie sędziego rozpatruje bez udziału stron… kolega z tego wydziału sądu. Sędziowie mogą się umówić, że postanowienie w przedmiocie oddalenia wniosku przygotowuje ten sędzia, który jest wyłączany, a podpis pod nim złoży jego kolega z wydziału…
Po reformie procedury karnej z 2016 r. (szczegóły poniżej) postępowanie o wyłączenie sprowadzono do czystego absurdu i wygląda ono mniej więcej tak:
Jest w Kraśniku policjant, któremu wszystko wolno. Chociaż jest to najpilniej strzeżona tajemnica Wymiaru Sprawiedliwości, okoliczni ludzie wiedzą dlaczego. We wrześniu 2017 r. policyjny lovelas oraz jego kompan wjechali na podwórze prywatnego domu i napadli na niewinnego i zupełnie przypadkowego człowieka (prawdopodobnie pomylili go z kimś innym). Wsadzili go siłą do radiowozu i chcieli wywieść w nieznane miejsce i w niewiadomym celu.
W obronie napadniętego bohatersko stanęła rodzina. Krewni zamknęli bramę wjazdową i udaremnili porwanie. Mieli z tego wiele nieprzyjemności. Napadniętemu postawiono cztery zarzuty wykroczeniowe, a jego mamie zarzut karny. Procesy trwały wiele lat, ale zakończyły się szczęśliwie. Może dlatego, że sprawy wykroczeniowe prowadził jeden z dwóch uczciwych sędziów w Kraśniku. A może dlatego, że procesu pilnowała kamera Stowarzyszenia Prawo na Drodze.
Lovelasowi nie spadł jednak włos z głowy. Ani prokuratura, ani Komenda Powiatowa Policji w Kraśniku nie wszczęły przeciwko niemu żadnego postępowania. My jednak wracamy do sprawy. W dniu dzisiejszym złożone zostało zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przekroczenia uprawnień. Zamieszczamy poniżej link do sprawy oraz pełny tekst pisma procesowego.
Mamy absolutny hit! Oto biegły sądowy, wpisany na listy biegłych w czterech sądach okręgowych: we Wrocławiu, Legnicy, Sieradzu i Świdnicy przyznał, że „utrzymanie tej samej odległości na początku i na końcu odcinka pomiarowego jest nierealne”. A zatem każdy pomiar wideorejestratorem jest nieprawidłowy! Poniżej publikujemy tę wypowiedź, która padła w ramach opinii ustnej składanej do sprawy II W 35/22, która toczyła się przed Sądem Rejonowym w Miliczu.
Pośredni pomiar prędkości, czyli wielka mistyfikacja w wykonaniu Policji
Zamontowane w nieoznakowanych radiowozach wideorejestratory nie mierzą prędkości nagrywanego pojazdu. Sterownik urządzenia otrzymuje sygnały z czujników umieszczonych przy kołach policyjnego auta. Na ekranie pojawia się więc prędkość radiowozu.
Cała „logika” tego rodzaju pośredniego pomiaru, opiera się zatem na założeniu, że radiowóz utrzymuje taką samą prędkość, jak pojazd, którego prędkość jest kontrolowana.
Stała prędkość wiąże się ze stałą odległością – przynajmniej na początku i na końcu odcinka pomiarowego. Ale przecież tej stałej odległości nikt i nic nie mierzy! Mało tego: polska drogówka w pośrednich „pomiarach prędkości” stosuje jedynie tryb automatyczny, tzn. operator urządzenia ustawia jedynie odpowiedni dystans (najczęściej 100. metrowy) i uruchamia urządzenie. Następnie urządzenie samo się wyłącza (i automatycznie kończy pomiar) po przejechaniu zadanego dystansu.
Wynika z tego, że nie o pomiar tutaj chodzi. Kierowca radiowozu pojedzie z taką prędkością, jaką chce. I tę prędkość przypisze kierowcy samochodu kontrolowanego.
W polskiej Policji królu statystyka. Jeśli zatem policjanci premiowani są za wyniki (np. za ilość zatrzymanych praw jazdy), to funkcjonariusz pojedzie zawsze te 102, 103 km/h w obszarze zabudowanym – chociażby jadący przed nim kierowca-nieszczęśnik jechał znacznie wolniej.
2. Co się dzieje, gdy kierowca nie zgodzi się z pomiarem i odmówi przyjęcia mandatu?
Wówczas sprawa trafia do sądu. Naiwni ludzie, odmawiając przyjęcia mandatu, liczą, że bezstronny sąd rozstrzygnie sprawę sprawiedliwie, tzn. przeanalizuje prawidłowość dokonanego pomiaru.
Naiwnym ludziom trzeba przede wszystkim wytłumaczyć, że slogan „bezstronny sąd” jest jedynie figurą retoryczną. Bezstronni ludzie nie istnieją. W zdecydowanej większości spraw (ok. 80%) oskarżyciele publiczni w ogóle nie przychodzą na rozprawy – bo i po co? „Bezstronne sądy” doskonale sobie radzą w jednoczesnym wykonywaniu funkcji oskarżania i sądzenia…. W praktyce zatem, to sąd oskarża! A przecież sąd ma sądzić. Oskarżać ma oskarżyciel…
W praktyce orzeczniczej mamy do czynienia z dwoma typami sędziów: „wierzącymi” i „niewierzącymi”. Sędziowie „wierzący” (a takich jest ponad połowa) dają wiarę każdemu słowu policjanta, który wykonywał pomiar – i na tym „daniu wiary” opierają cały wyrok. Sędziom „wierzącym” nie są potrzebne już żadne inne dowody do skazania człowieka.
Z kolei sędziowie „niewierzący” zwykle powołują biegłego z zakresu technologii pomiarów prędkości (czy z jakiejś inne, pokrewnej, dziedziny).
3. Czy pomiar prędkości dokonany wideorejestratorem można zweryfikować?
Autor niniejszego opracowania monitoruje od kilkunastu lat postępowania sądowe w sprawach z zakresu wykroczeń oraz przestępstw popełnionych w ruchu drogowym. Obserwował rozprawy w niemal każdym okręgu sądowym w Polsce. Zetknął się z kilkudziesięcioma opiniami biegłych, dotyczącymi pomiarów dokonanych wideorejestratorami. Na bazie tych doświadczeń oraz własnych analiz wyraża następujące przekonania:
nie jest możliwy taki pomiar dokonany wideorejestratorem, który odzwierciedlałby prawdziwą prędkość pojazdu śledzonego;
żaden biegły nie jest w stanie zweryfikować prawidłowość takiego pomiaru, gdyż nie istnieje metoda badawcza, która by mu to umożliwiała.
4. Przedmiot opinii biegłych – czyli dlaczego kierowcy przegrywają w sądach?
Kierowcy przegrywają w sądach z wideorejetratorami dlatego, że przedmiot opinii cwanych i przebiegłych biegłych nie polega na badaniu prędkości pojazdu obwinionego na odcinku pomiarowym, ale na odcinku dowolnie wybranym przez biegłego. Biegły wybiera sobie jakieś dwa punkty stałe, które są widoczne na nagraniu, a które następnie „odnajduje” w rzeczywistej przestrzeni. Dysponując takimi danymi jak odległość oraz czas, wylicza średnią prędkość na wybranym przez siebie odcinku, stosując wzór matematyczny: V = s / t.
Wypada jednak zapytać, czy takie procedowanie jest zgodne z zasadami prawa, a także – czy jest uczciwe?
O ile zasady postępowania karnego mają zastosowanie także do postępowania mandatowego, to w powyżej przedstawionym modelu postępowania dochodzi do ewidentnego naruszenia zakazu reformationis in peius. Istotę tego naruszenia opiszemy językiem prostym, zrozumiałym przez każdego – ujmując przy tym rzecz chronologiczne:
Funkcjonariusz policji, zatrzymując hipotetycznego sprawcę wykroczenia z art. 92 a k.w., okazuje mu nagranie z wideorejestratora i mówi: zmierzyliśmy ci prędkość – zapłać nam teraz mandat;
Kierowca, nie zgadzając się z wynikiem pomiaru, odmawia przyjęcia mandatu i mówi: idziemy do sądu. Niech sąd zbada ten wasz pomiar – czy jest on miarodajny;
W sądzie – za każdym razem okazuje się, że pomiar wykonany wideorejestratorem jest niemiarodajny (co powierdził biegły sądowy w powyższym materiale). Ale „wymiar sprawiedliwości” nie odpuszcza i rzecze: nie popełniłeś wykroczenia wówczas, kiedy mierzono prędkość, ale poszukamy, czy nie popełniłeś wykroczenia w innym miejscu…
Nie mamy Pańskiego płaszcza i co nam Pan zrobi?
W związku z powyższym, chciałbym wyrazić tezę własną, którą poddaję pod dyskusję:
Jeśli mandat został zakwestionowany przez „oskarżonego”, to nie można w dalszym toku postepowania (na etapie sądowym) modyfikować zarzutu, wychodząc poza przedmiot postępowania mandatowego – naruszałoby to bowiem zakaz reformationis in peius.
Oczywiście, istnieje możliwość ukarania sprawcy wykroczenia w powyżej przedstawionym, hipotetycznym przypadku. Ale komu by się chciało…
Bo wyobraźmy sobie taką sytuację. Policyjny wideorejestrator zarejestrował nagranie, z którego wynika, że kierujący pojazdem prawdopodobnie przekroczył prędkość. Ustalamy dane takiego delikwenta i nie proponujemy mu mandatu, ale wszczynamy czynności wyjaśniające i w ramach tych czynności powołujemy biegłego. Biegły ustala, że na pewnych, wybranych przez niego odcinkach, kierujący przekroczył prędkość. I wtedy kierujemy do sądu wniosek o ukaranie z prawidłowo uargumentowanym zarzutem. Wówczas wszystko jest de lege artis…
Tylko co wtedy ze statystyką?…
5. Ci wspaniali młodzieńcy na swych szalejących gruchotach
To jeszcze nie koniec opowiadania. Pozostaje bowiem do oceny kwestia odpowiedzialności wykroczeniowej kierowców policyjnych radiowozów z wideorejestratorami. Kierowcy ci, w każdym przypadku „dokonywania pomiarów przy użyciu wideorejestratora”, popełniają takie samo (albo jeszcze większe) wykroczenie drogowe, co „zwierzyna, na którą polują”. Funkcjonariusze za każdym razem winni zatem płacić mandaty, a w przypadku pomiarów w obszarze zabudowanym – powinni tracić prawa jazdy. Polowania na kierowców przy użyciu wideorejestratorów to nie tylko jedna wielka mistyfikacja, ale także najlelszy dowód na to, że funkcjonariuszom tego państwa nie chodzi o respektowania zasad państwa prawa. Ich jedynym celem jest upodlenie i poniżenie tego narodu.
Kilka lat temu opublikowaliśmy na ten temat tekst, który nie stracił na aktualności:
Pomijając już kwestie prawne – zapytam retorycznie: czy radiowóz pędzący 100 km/h pędzi bezpieczniej niż pędzący z taką samą prędkością przykładowy pan Kazio? Czy jadący z astronomiczną prędkością radiowóz nie stwarza zagrożenia w ruchu drogowym? Czy określenie „pirat drogowy”, które z taką lubością używane jest w policyjnych programach propagandowych, nie należy odnosić także do wideorejestratorowych szaleńców?…
Monitorując postępowania sądowe, których przedmiotem jest przekroczenie dozwolonej prędkości, zarejestrowane przy użyciu najnowszego policyjnego miernika prędkości TruCam II, zauważyliśmy następujące przypadki jego niewłaściwego zastosowania lub wykorzystania:a) brak nagrania pomiaru,b) wykonanie pomiaru urządzeniem, którego obudowa była uszkodzona, c) wykonanie pomiaru w warunkach zbyt wysokiej względnej wilgotności powietrza,d) wykonanie pomiaru w porze nocnej bez zastosowania trybu śledzenia,e) wykorzystanie do pomiaru urządzenia, które nie przeszło pozytywnie testu stałej odległości, f) uznanie za miarodajny pomiar w przypadkach, gdy w zasięgu wiązki laserowej znajdował się inny pojazd, g) uznanie za miarodajny pomiar w przypadkach, gdy pomiędzy urządzeniem a pojazdem, którego prędkość jest mierzona znajdowała się przeszkoda stała (słup, latarnia, znak drogowy).Czytaj dalej →
Komenda Powiatowa Policji w Stargardzie chciała doprowadzić do skazania kierowcy za przekroczenie dozwolonej prędkości, jednakże do akt sprawy nie dołączyła nagrania tego pomiaru. Cały proces opierał się na mistyfikacji, że nagranie istniało, ale zostało utracone z powodu awarii policyjnego komputera. Pomimo braku nagrania, Sąd Rejonowy w Stargardzie skazał owego kierowcę, opierając się na zasadzie domniemania winy. Sąd Okręgowy w Szczecinie uchylił jednak powyższy wyrok i uniewinnił kierowcę od stawianego mu zarzutu, a w uzasadnieniu stwierdził, że nie można uznać nikogo za winnego wykroczenia jedynie na podstawie zeznań policjantów.
Prokurator Dariusz Sudak z Łańcuta wniósł akt oskarżenia przeciwko panu Maurycemu z zarzutem popełnienia przestępstwa z art. 190 k.k. (groźby karalne) za rzekome wykonywanie z wnętrza samochodu znaku krzyża oraz krat w kierunku swojej teściowej – Marzeny J. Czyn ten miał być rzekomo powtarzany kilka razy w czasie przejazdów samochodem na trasie Rzeszów – Kraczkowa. Wedle ustaleń Prokuratury Rejonowej w Łańcucie pokrzywdzona odbierała te gesty jako groźbę pozbawienia życia.
Pan Maurycy zaprzecza, jakoby powyższe czyny w ogóle miały miejsce. Załóżmy jednak, że miały. I rozważmy, czy pani Marzena J. miała się czego bać i czy rzeczywiście się bała?...