Częstochowa – świet(n)y biznes

Piotr Jakubiak

          Fotoradary pochowane w krzakach, ustawiane tylko na chwilę w miejscach uzgodnionych z policją, były dobre dla małych gmin i miasteczek, często oddalonych od głównych szlaków komunikacyjnych kraju. Prawdziwe tuzy fotoradarowego biznesu, przy wsparciu prywatnych firm, inwestowały w działalność związaną z rejestrowaniem przejazdów na czerwonym świetle. Wystarczyła odpowiednia konfiguracja oznakowania i czasu wyświetlania sygnału żółtego, by setki tysięcy złotych szerokim strumieniem płynęły do samorządowego skarbczyka.

          Oczywiście, nie wszyscy włodarze byli pazerni w 100%, niektórzy lubili dzielić się prowizją z firmami, które wspierały ich działalność, oczywiście tylko i wyłącznie tę związaną z zapewnieniem bezpieczeństwa w ruchu drogowym, a nie budżetowym. Co więcej, prywatni przedsiębiorcy byli wręcz błagani o wyręczanie strażników w jakże żmudnej pracy, społecznie potrzebnej, czyli w tropieniu i wymierzaniu kary ohydnym drogowym bandytom. Czy to było zgodne z prawem? A czy to istotne, kiedy chodzi o many, many, many …?

1. Straż gminna (miejska) jako organ kontroli ruchu drogowego i oskarżyciel publiczny

          Do 31 grudnia 2015 r. strażom na podstawie art. 129b pkt 2 ust. 1 lit. b oraz art. 129 b pkt 4 PoRD przysługiwały uprawnienia do dokonywania kontroli ruchu drogowego za pomo­cą automatycznych urządzeń rejestrujących (uprawnienia te na skutek nowelizacji utracili z dniem 01-01-2016). Ale do przeprowadzania kontroli nie byli upoważnieni wszyscy funkcjonariusze tych formacji, lecz tylko ci, którzy posiadali odpowiednie upoważnienia wydane przez właściwego komendanta powiatowego Policji

          Zgodnie z treścią art. 17 § 1 kpow oskarżycielem publicznym we wszystkich sprawach o wykroczenia jest policja. W § 3 wskazanego przepisu ustawodawca przyznał również uprawnienia oskarżyciela publicznego strażom gminnym (miejskim), zastrzegając jednocze­śnie, że uprawnienie to przysługuje tylko wówczas, gdy wykroczenie zostało ujawnione w za­kresie swojego działania i wystąpiły z wnioskiem o ukaranie

2. Koszty i wpływy

          Każda formacja straży gminnej czy miejskiej musiała być w całości finansowana z budżetu samorządu, który ją powołał do istnienia. Często są to niebagatelne kwoty, idące w miliony złotych, związane z wynagrodzeniami, premiami, zapewnieniem lokalu, środków transportu, łączności czy zwykłymi kosztami kancelaryjnymi. Wiele gmin i miast nie było skore do powoływania takich jednostek, do czasu, kiedy dzięki nadanym uprawnieniom do użytkowania urządzeń rejestrujących, sporej liczbie włodarzy miast i gmin włączyła się biznesowa smykałka.

          Praca fotoradarów zaczęła generować spore przychody, z nawiązka pokrywającą koszty działalności strażników. Jednak z czasem działalność ta zaczęła się patologizować, bo rosły oczekiwania i plany dotyczące wpływów z grzywien. Kilka miast zauważyło, że zdjęcia przekraczających prędkość, na skutek taryfikatora, nie zapewniały „odpowiedniego” dochodu, szczególnie w stosunku do kosztu – trzeba było zapewnić strażnikowi samochód, możliwość chowania się w krzakach razem z fotoradarem, zimą biedaczek marzł lub łamał przepisy nie gasząc silnika w swoim pojeździe, latem szukał ochłody w cieniu lub dalej łamał przepisy, posiłkując się klimatyzacją służbowego auta. Najlepszym rozwiązaniem był montaż urządzeń rejestrujących przejazd na czerwonym świetle, bo zgodnie z taryfikatorem można było nakładać maksymalną grzywnę za jedno wykroczenie w postępowaniu mandatowym – 500 zł., a obsługa była lekka, przyjemna, łatwa, i – co najważniejsze – system pracował 24/24, 7 dni w tygodniu..

          Wpływy z grzywien nakładanych przez strażników trafiały na samorządowe konta, ale część z nich, na podstawie zawartych umów, była transferowana do prywatnych firm, które otrzymywały w ten sposób znaczne dochody, np. za użyczenie urządzenia bądź inne formy wspierania rzekomego BRD. Tam, gdzie proces doprowadzono do perfekcji, liczba strażników nie musiała być wielka, bo służyli oni wyłącznie jako „przykrywki” do fotoradarowego biznesu, podpisując się na wysyłanych quizach i wystawianych mandatach, a rzeczywistą obsługą urządzeń i wykonywaniem dokumentacji zajmowały się prywatne firmy – oczywiście za sowitym wynagrodzeniem

3. Kontrola ruchu drogowego przez podmioty prywatne

          Z zapisów obowiązującego na terenie Rzeczpospolitej Polskiej prawa wynika, że do kontroli ruchu drogowego uprawniony jest ściśle określony zakres podmiotów. Są to np. Policja,, ITD, Straż Graniczna, Żandarmeria Wojskowa, a do 31-12-2015 r. uprawnienia posiadały także straże gminne (miejskie). W tym gronie brak było i jest jakichkolwiek prywatnych firm, więc ich jakakolwiek działanie w zakresie np. używania urządzeń rejestrujących jest nielegalne! Zdjęcie wskazujące na przekroczenie prędkości czy zapis przejazdu na czerwonym świetle, wykonane przez nieuprawniony do kontroli podmiot, nie mogło skutkować odpowiedzialnością obywatela za rzekomo popełnione wykroczenie. Strażnicy nie mogli także procedować spraw o wykroczenia na podstawie „donosów” prywatnych firm – jeśli tak robili, to ich działania wypełniały znamiona czynu zabronionego z art. 231 § 1 kk.

4. Mariaż MZDiT, SM i prywatnych firm w Częstochowie

          W 2015 r. Częstochowa postanowiła dołączyć do miast, czerpiących zyski z rejestracji przejazdów na czerwonym świetle. NA miejsce montażu urządzenia wybrano skrzyżowanie al. Wojska Polskiego (droga krajowa nr 1) z ulicami Krakowską i Rejtana. Oczywiście nie podejrzewamy, że decyzja była podyktowana dokonaną oceną „dochodowości” miejsca, wynikającą z dużego ruchu na połączeniu głównych ulic miasta z najważniejszą drogą tranzytową w Polsce, zamiast rzetelną analizą wypadkowości i zagrożeń.

          Na wykonawcę wybrano firmy Duors sp. z o.o. z Gdańska i Safes sp. z o.o. z Gdyni. Ale ich zadaniem był nie tylko w ramach tzw. I etapu montaż urządzenia rejestrującego, ale także – jako II etap – utworzenie centrum obsługi fotoradaru „czerwone światło” oraz wykonywanie zadań związanych z przygotowywaniem Straży Miejskiej w Częstochowie dokumentacji z zarejestrowanych rzekomych wykroczeń. Ten prywatny podmiot, zgodnie z umową, miał całość wykonanych przez siebie dokumentów przekazywać w terminie 3 dni od rejestracji strażnikom miejskim, zapewne do sprawnego przystawienia pieczątki, podpisu i wysłania, aby zachować pozory legalności procedowania.

          Z treści podpisanej umowy wynika, że Straż Miejska w Częstochowie nie dysponowała urządzeniem rejestrującym i nie używała go w ramach kontroli ruchu drogowego, a wykroczenia były ujawniane przez pracowników spółki Duors z Gdańska. Oznacza to, że wszystkie pomiary były nielegalne i nie mogły stanowić podstawy do jakiejkolwiek odpowiedzialności wykroczeniowej kierujących lub właścicieli pojazdów. Pojawia się też pytanie, czy przetwarzania danych dokonywał podmiot do tego uprawniony, który zarejestrował w GIODO bazę danych.

          Można spytać, ale o co w tej sprawie chodzi? Odpowiedzią może być informacja, że spółka Duors z Gdańska za tzw. usługę przygotowania dokumentacji dla Straży Miejskiej w Częstochowie otrzymywała wynagrodzenie. Nie, żeby tam jakaś duża kwota, po prostu groszowe sprawy – jedynie 147,60 zł od jednego ujawnionego, rzekomego wykroczenia …

Ten wpis został opublikowany w kategorii Czynności wyjaśniające, Fotoradary, Postępownaie mandatowe, Straż gminna (miejska), Urządzenia rejestrujące przejazd na czerwonym świetle. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

9 odpowiedzi na Częstochowa – świet(n)y biznes

  1. kamil pisze:

    czy ten gotoradar red light działa na dzien dzisiejszy?

  2. mo do pisze:

    Czarne stopy to dla wójta,burmistrza, prezydenta miasta super sposób na wyciąganie pieniędzy. Dzisiaj mandat drogowy to forma myta drogowego.
    Różnica jest tak, że zbóje drogowe mają ochronę prawną z której korzystają
    jako z formy zemsty.
    Osobiście doświadczyłem ścigania z art. 226 KK – gdzie nie obraziłem żadnej czarnej małpy mundurowej.

  3. deV pisze:

    I wiadomo o co chodzi.
    Nie wiem czy jest jeszcze w tym kraiku jakiś idiota, który wierzy w te bzdury o bezpieczeństwie i tfu służbie obywatelom …

    • pioter pisze:

      No, paru by się znalazło. Mogę podać ich adresy – ul. Partyzantów 2/4 Pruszków oraz ul. Skarszewska 7 Starogard Gdański.

    • mo do pisze:

      Przecież jakieś 80 – 90 % społeczeństwa w to wierzy. Nie podaje większej liczby „%”, ponieważ mam nadzieje, a jak mówią nadzieja jest matką ….

  4. Krzysiek pisze:

    O tej sprawie piszą lokalni donosiciele:
    http://czestochowa.wyborcza.pl/czestochowa/1,84749,19435324,dk1-czestochowa-przejazd-na-czerwonym-nie-bedzie-bezkarny.html
    oraz „kibicują”:
    http://czestochowa.wyborcza.pl/czestochowa/1,84749,18378268,na-dk1-w-czestochowie-kierowcy-juz-nie-zlekcewaza-czerwonego.html
    a od samego początku bardzo się tym interesowali:
    http://czestochowa.wyborcza.pl/czestochowa/1,35271,17899868,Koniec_z_jazda_na_czerwonym_swietle_na_DK1_w_Czestochowie.html
    i cieszyli oraz martwili:
    http://czestochowa.wyborcza.pl/czestochowa/1,48725,19235558,dk1-w-czestochowie-na-potege-przejezdzamy-na-czerwonym.html
    ale co fotoradary „zarobiły” to zarobiły:
    http://czestochowa.wyborcza.pl/czestochowa/1,84749,18817625,fotoradary-system-wykrywania-przejezdzajacych-na-czerwonym.html
    Ponieważ doskonale znam to miejsce to mogę jednoznacznie stwierdzić, że miejsc bardziej niebezpiecznych z punktu widzenia BRD jest w samej Częstochowie setki.
    Miejsce to ma jednak z punktu widzenia „biznesu fotoradarowego” dwa podstawowe plusy:
    1) olbrzymie natężenie ruchu, bo to jest DK1 czyli droga pełniąca funkcję autostrady idąca prawie środkiem miasta
    2) samo skrzyżowanie znajduje się nieco w dołku, bo przy nim płynie Warta ( w czasie powodzi parę lat temu zostało nawet częściowo zalane i przejazd był zwężony do jednego pasa – z trzech) – to powoduje, że ciężarówki jadące z obu kierunków mają co robić, aby wyhamować, więc wielu kierowców chce sobie to hamowanie „odpuścić”.
    Ilość wypadków i kolizji na tym skrzyżowaniu przed instalacją tych „sprytnych urządzonek” była jednak minimalna – można powiedzieć praktycznie żadna (podobnie jak w niedalekim Romanowie – też na DK1 – na terenie słynnej wśród kierowców gminy Kamienica Polska) więc ta lokalizacja ma na celu wyłącznie jeden CEL BIZNESOWY.
    Jest natomiast w Częstochowie małe skrzyżowanie bez sygnalizacji świetlnej w pobliżu którego nawet pieszy nie może czuć się bezpiecznie:
    http://www.bezpieczniej.pl/wiadomosc-3-128-0-0-10297-Wypadek_na_skrzyzowaniu_ulic_Focha_i_Slaskiej_w_Czestochowie._3_osoby_trafily_do_szpitala.-0.html
    http://www.wczestochowie.pl/artykul/17747,wypadek-na-skrzyzowaniu-ulic-slaskiej-z-focha.-sa-ranni
    Właściwie można by powiedzieć, że „dzień bez wypadku na skrzyżowaniu Focha-Śląska w Częstochowie” to „dzień stracony” 🙁
    Ale dzielnych i srogich strażników miejskich czy policjantów trudno się tam dopatrzeć.
    Bo na wypadkach się nie zarabia, gdyż przy wypadkach jest robota, z której „nic nie ma”….

Skomentuj kamil Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *